„W pustym pokoju, ja też jestem pusty. Wszystko przypomina mi o tobie.
Wiem, że masz się dobrze, ale co jeśli ja się rozpadam?”
Prom przepływał ociężale
niedaleko nieznanego pasażerom lądu. Louis biegał wesoło po pokładzie,
zatrzymując się co jakiś czas przy rzeczach, które nie powinny go interesować,
ale z jakiś powodów tak właśnie było. Stukał w szyby, za którymi w niedużym
basenie kilka osób odbywało rehabilitację, później śmiał się w niebogłosy –
trochę niechlujnym i piskliwym śmiechem – i odsuwał się od szyby, kręcąc się
wokół własnej osi, patrząc w niebo przymrużonymi oczami. Harry spacerował tuż
za nim z rękoma wciśniętymi do kieszeni ciasnych spodni, rozbawiony zachowaniem
podopiecznego.
Nikt oprócz Louis’ego nie
zauważył, że prom przestał płynąć. Chłopak stanął w miejscu, chwiejąc się na
swoich nogach i nagle wpadł na bariery, chroniące go przed upadkiem do oceanu.
Harry pokręcił głową i nie mógł nic poradzić na uśmiech, który ponownie
rozjaśnił jego twarz. Podszedł do Louis’ego, ale nie spojrzał na niego. Zamiast
tego, zmrużył oczy, próbując dostrzec coś na oddalonym od nich brzegu. Ściągnął
mocno brwi, przypatrując się dwóm, poruszającym się punktom, a potem
wyprostował się, zadowolony tym, że jego przypuszczenia były słuszne.
- Co się dzieje, Haz? – zapytał
Louis, nieco zbyt głośno.
Harry wyciągnął prawą rękę przed
siebie, próbując wskazać coś palcem.
- Widzisz te dwa statki? – Louis
pokiwał głową. – Kapitan uzupełnia zapasy. Jedzenie, środki czystości i wiele
wiele innych rzecz, Lou-Lou.
- Ooo! – zapiszczał szatyn. – I
zadają sobie tyle trudu d-dl-dla mnie?
Harry zmarszczył brwi. – Jak to
dla ciebie? Co masz na myśli?
- Niedługo mam urodziny* - wyznał
radośnie szatyn.
- Och. – Harry uśmiechnął się do
siebie. – Tak… to wszystko dla ciebie. Ale shhh! Musisz udawać
zaskoczonego.
- Mhm. – Louis pokiwał głową.
- To Dakar – zaczął po chwili
Harry. - Byłem tam kilka lat temu. Nazwa wywodzi się z języka wolof i oznacza
drzewo tamaryndowca – zabłysnął wiedzą i przez chwilę poczuł, że lekcje
geografii nie poszły na marne, choć prawda była taka, że wszystko przeczytał w
Internecie i przewodnikach.
- Co to drzewo tamadowca? –
zapytał Louis, znalazłszy nową zabawę w trzymaniu się barier i odchylaniu do
tyłu.
- Tamaryndowca – poprawił go
Harry, kręcąc głową. – To po prostu drzewo. – Starał się powstrzymać
rozbawienie, które gromadziło się w nim na wspomnienie ostatniej wycieczki z
kumplami. Ed zauważył, że owoce tamaryndowca wyglądają jak ucięte penisy, które
ktoś przywiązał do gałęzi, ale przecież Harry nie mógł powiedzieć tego
Louis’emu.
- Mógłbym zasadzić je na podwórku
mamy?
- Nie sądzę. Tamaryndowiec roście
w Afryce.
- A gdybym… hm, przywiózł kawałek
Afryki do Anglii?
Harry roześmiał się głośno, a
Louis spojrzał na niego zdziwiony, po czym sam zaczął się śmiać – nie dlatego,
że zrozumiał, ale dlatego, że Harry tak robił. Jeszcze długo po tym Harry
wyobrażał sobie Louis’ego, tnącego Afrykę jak tort.
- Aw, Lou – zagruchał Harry. – To
było urocze. Niestety tamaryndowiec nigdy nie urośnie na twoim podwórku – dodał
smuto, ale Louis wzruszył tylko ramionami.
- Powiedz coś jeszcze. Lubię cię
słuchać.
Harry zamyślił się, patrząc na
ląd i zbliżające się do promu małe statki, które wyglądały bardzo żałośnie w
porównaniu do tego, czym teraz płynęli i pomyślał, że gdyby był dupkiem,
splunąłby na te małe i wyśmiałby je. Szybko odpędził z głowy te szczeniackie
pomysły i próbował znaleźć w niej coś, co zainteresowałoby dziecięcą naturę
Louis’ego.
- O! W Dakarze znajdowała się
meta rozgrywanego co rok prestiżowego Rajdu Dakar.
- Co to Rajdu Dakar? – zapytał
Louis, pocierając niecierpliwie swój nos, choć nie miał ani kataru, ani nic go
w niego nie gryzło. Harry uśmiechnął się na kolejne przejęzyczenie chłopaka,
ale odpowiedział posłusznie.
- To rajd terenowy. Zawodnicy
podróżują przez pustynię kilkaset kilometrów dziennie w dwóch klasach –
samochody i motocykle, a od niedawna quady.
- Pustynie są zrobione z piasku –
podsumował Louis swoim poważnym tonem, jakby chciał naśladować Harry’ego.
Kędzierzawy domyślił się, że jedyna pustynia jaką widział Louis, to ta w
kreskówkach, ale nie skrytykował go za to.
- I są bardzo piękne.
- Piękne? – powtórzył niepewnie
Louis. – Ludzie nie mają wody na pustyni i jest im gorąco, i ich wielbłądy nie
mają siły iść, i… i… i wszyscy narzekają na pustynie.
- Ludzie przyzwyczajają się do
piękna – stwierdził Harry, a Louis spojrzał na niego sowimi niebieskimi,
błyszczącymi oczami.
- Ja się do ciebie nie
przyzwyczaiłem.
Serce Harry’ego zabiło tak mocno,
że chłopak przestraszył się, że zaraz jego żyły nie będą w stanie pomieścić tak
dużej ilości krwi. Coraz większe ciepło rozlewało się od jego palców u stóp do końcówek
uszu, a wydychane powietrze sprawiało, że czuł się tak miło i subtelnie, jakby
latał. Odwrócił się do Louis’ego bardzo niepewnie.
- Uważasz, że jestem piękny? –
zapytał delikatnie.
Louis uśmiechnął się wesoło,
jakby nie było w tym nic złego i w ogóle nie odczuł powagi sytuacji. Huśtał się
teraz na swoich piętach, trzymając dłonie zaplątane za plecami i nagle pochylił
się, by pocałować Harry’ego w policzek.
- Uznam to za „tak” – powiedział
cicho Harry i owinął szyję Louis’ego ramieniem, przyciągając go do uścisku.
|GMF|
Miejsce, w którym cały czas przebywali
Niall i Liam, był salon gier. Nie przychodziło tam zbyt wiele osób, więc szybko
zaczęli nazywać je „ich miejscem”. Nie chodziło o to, że mają się ku sobie lub
któryś z nich jest zakochany w drugim, byli po prostu przyjaciółmi, którzy
podczas jednej rozmowy odkryli swoje wspólne zamiłowanie do kolorowych
automatów, wyposażonych w okropne dźwięki i światełka. Tak więc żeby spotkać
się z Niallem, Harry był zmuszony zabrać Louis’ego do tej wielkiej jaskini
no-life’ów. Ku jego zdziwieniu, Louis’emu spodobało się – w końcu miał naturę
dziecka z okazjonalnymi przejawami wyższej inteligencji i – cholera – tymi
swoimi wyznaniami, które doprowadzały serce Harry’ego do obijania się o twarde
żebra.
- Wooow! Harry, Harry, Harry! Spójrz!
Czy możemy zagrać w to? Albo w to? HARRY! – Louis trzymał rękaw Harry’ego i
szarpał nim w różne strony. Jeśli Harry kiedykolwiek chciał mieć dziecko,
właśnie w tej chwili z tego zrezygnował.
- Zrobimy wszystko na co będziesz
miał ochotę, aniołku – obiecał Harry i wyjął z kieszeni kartę z
identyfikatorem. – Masz. – Podał mu ją. – Pokaż panu za ladą, a on wyjaśni ci
reguły gry, którą wybierzesz.
Louis przewrócił świstek papieru
w dłoni, jakby miał być dla niego obrazą.
- Jestem dużym chłopcem – zaznaczył.
- Och, nie wątpię. – Harry
uśmiechnął się i przez chwilę miał zamiar coś zrobić, ale zawahał się. Spojrzał
w kierunku czarnoskórego mężczyzny, który mierzył ich wesoło, czekając na
okazję do pracy. Pomachali mu, a potem Harry pociągnął Louis’ego za szereg
automatów do gry w Mario Kart, uniósł dwoma palcami jego podbródek i pocałował
w usta. Louis uśmiechnął się na mlaśniecie, które powstało w wyniku rozłączenia
ich warg, a potem wytarł twarz w rękaw, śmiejąc się głośno.
Harry naprawdę nie wiedział jak
to wyjaśnić i wyglądało na to, że Louis niczego takiego od niego nie wymaga.
Stali naprzeciw siebie, Louis podrygujący i bawiący się kartą w swoich
dłoniach, a Harry jako kłębek nerwów. Minęło kilka chwil, aż Louis powiedział:
- To było miłe. – A Harry
uśmiechnął się szeroko, ponieważ ogromny kamień spadł mu z serca i roztrzaskał
się o próżnię. Następnie jego uszy zaszczycił głośny śmiech podopiecznego,
który oglądał jego zdjęcie na identyfikatorze. – Masz zabawną twarz.
Auć, pomyślał Harry, mimo iż nie powinien brać słów Louis’ego na poważnie.
- Ale teraz jesteś bardzo ładny –
dodał Lou, wciąż patrząc na rzecz w swojej dłoni. – Nigdy nie widziałem tak
ładnego człowieka.
Harry nie mógł się powstrzymać i
chwycił w dłonie policzki przyjaciela, znów mocno go całując.
- Ty też jesteś piękny – przyznał
Harry, gdy się od siebie odsunęli. – A teraz idź i baw się. Ja porozmawiam z
Niallem – rzucił szybko, by nie musieć wyjaśniać swojej czułości względem
Louis’ego, który i tak niczego nie rozumiał.
Louis postąpił tak, jak nakazał
mu Harry. Kędzierzawy jeszcze przez chwilę obserwował jak podchodzi do lady i
podaje kartę pracownikowi salonu. Uśmiechnął się do siebie i odwrócił w
poszukiwaniu Nialla. Blondyn krzyczał z drugiego końca sali, oskarżając Liama o
oszukiwanie, a ten wybuchał co chwilę śmiechem, nawet nie zaprzeczając.
- Hej, hej! Chłopaki! – zawołał
Harry, łapiąc ręce Nialla, który boksował ramię Liama. W rzeczywistości nie
robił mu krzywdy - tylko się przekomarzali, ale Harry był uczulony na wszelką
przemoc.
- Harry! – Rozpromienił się Liam.
– Nie widzieliśmy, kiedy wszedłeś. Gdzie Louis?
- Męczy tego gościa. – Harry
wskazał palcem, a Liam spojrzał w rozbawieniu w stronę Louis’ego, który
wyglądał na zdenerwowanego tym, iż pracownik nie rozumie tego, co on chce mu
przekazać. – No dobrze, Niall mam sprawę. – A kiedy chłopak pokiwał głową,
czekając aż gra załaduje się ponownie, Harry znów zaczął mówić: - Louis ma
niedługo urodziny i chciałbym przygotować mu przyjęcie. Właściwie… chciałbym,
żeby zaangażowało się w to więcej osób.
- Aww, to takie urocze –
rozczulił się Liam.
Do salonu gier wpadła dziewczynka
z zespołem downa i około piętnastoletni chłopiec z protezą nogi i skurczem
palców u lewej dłoni. Za nimi wpadło dwóch opiekunów w czerwonych koszulkach z
logiem MZPON.
- Wydaje mi się, że możemy
załatwić coś u… - mówił Niall, ale Harry wyłączył się, patrząc na dzieciaki.
Dopadły Crane Game**, ale gra nie chciała ruszyć bez żetonów. Czarnoskóry
mężczyzna przeprosił Louis’ego i sięgnął za ladę, rzucając dwóm opiekunom
woreczek z plastikowymi monetami. Kiedy łapa poruszyła się, Louis zapomniał o
swoim wcześniejszym zajęciu i podszedł do nich. Chłopak kręcił joystickiem we
wszystkie strony – niestety na darmo. W tym samym czasie dziewczyna wdała się z
Lou w rozmowę, której nie mógł usłyszeć Harry. – Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Niall patrzył na niego z
uniesioną brwią i grymasem na twarzy.
- Przepraszam, kurczę,
porozmawiamy później, w porządku? – rzekł Harry, nie spuszczając oczu z
szatyna.
- Jaaasne! – oburzył się Niall. –
Idź sobie i zostaw przyjaciela na pastwę tego bezdusznego automatu do gier!
- Biedny Niall – wtrącił Liam,
obdarowując go kuksańcem w bok. – Automaty nie mają dusz tak czy siak.
- Kolejny przeciwko mnie. Lepiej
bądź tak dobry i przynieś nam colę.
Liam znów wybuchł śmiechem.
- No już jadę.
Położył dłonie na kołach swojego
wózka i ruszył za Harry’m, który podążał wzdłuż sali. Zatrzymali się przy
Louis’m i Liam mógł dostrzec sposób, w jaki Harry na niego patrzy. Uśmiechnął
się do siebie i aby przerwać niezręczną ciszę, przywitał się:
- Cześć Lou. Jak się masz?
- Dobrze, Lyam – odparł Louis. –
Niedługo mam urodziny, wiesz?
- To wspaniale – ucieszył się
chłopak na kółkach.
- Tak! Są za trzy dni. –
Wyciągnął cztery palce, a potem zastanowił się i schował jeden. – Za trzy dni
są moje urodziny, a ty nie jesteś zaproszony.
- Louis! – skarcił go Harry. –
Bądź miły!
- W porządku, Haz. Chłopak cieszy
się urodzinami – skwitował Liam. – Jeśli będzie chciał, żebym przyszedł, sam mnie
zaprosi. – I puścił do Harry’ego oczko, wycofując się, by pojechać w stronę
maszyny z napojami.
Przez kilka minut oboje oglądali
zmagania piętnastolatka w łapaniu maskotek, a kiedy Harry dostrzegł jak
skupiony był Louis, objął go ramieniem i pociągnął do drugiej takiej gry.
- Mogę wyłowić dla ciebie
cokolwiek, jeśli chcesz. – Harry wiedział, że Louis sam chętnie by spróbował,
ale te maszyny były skonstruowane tak, aby otrzymanie nagrody było trudne nawet
dla normalnie funkcjonującej osoby.
Louis przycisnął nos do szyby,
wodząc palcem w tę i we w tę, aż zatrzymał go na podobiźnie kłapouchego z
„Kubusia Puchatka”, a oczy Harry’ego automatycznie napełniły się łzami,
ponieważ to była najsłodsza rzecz na świecie. Wrzucił żetony i zaczekał aż
jakiś dźwięk powiadomi ich, że mogą zacząć. Maszyna zabrzęczała, guziki
zabłysnęły kolorowymi światełkami, a Harry dał z siebie wszystko, by spełnić
dziecięcą zachciankę Louis’ego i… udało mu się.
- Harry! Patrz, patrz! Udało ci
się! Dziękuję, dziękuję dziękujędziękujędziękuję – krzyczał z entuzjazmem
Louis, po czym uwiesił się na szyi Harry’ego i złożył pocałunek na jego
zarumienionym policzku.
____________
* tak, w tym opowiadaniu urodziny
Louis’ego nie przypadają - tak jak w rzeczywistości – 24.12 :)
** chodzi o grę z tą łapą, która
wyciąga maskotki. Za cholerę nie przypomnę sobie jak mówi się na to po polsku.
OPOWIADANIE PRZENIESIONE NA TUMBLR: TU
Witam. Postanowiłam że pod tym rozdziałem napiszę komentarz dotyczący wszystkich opowiadań oraz one-szotów. Zacznę od Godziny 00.00. To było coś. Zdecydowanie w moim guście, z mnóstwem seksu i słodkich momentów. Potem Czysty Horyzont i Z Tęsknoty Za Harrym, które obudziły we mnie maksymalną liczbę uczuć. I łez. Zawierały w sobie dużo tajemnic i z każdym rozdziałem wciągałam się w tą historię coraz bardziej i bardziej. Opisałaś to tak pięknie, że po przeczytaniu podczas wszystkich czynności, które wykonywałam myślałam o tym, czy Louis się odnajdzie, co tak naprawdę mu się stało, gdzie jest i czy myśli o Harry'm, a później czy uda im się odbudować uczucie, czy między Harry'm, jego mamą i Jay wszystko wróci do normy. Potem 4 Ways To Destory Life, które w taki dobitny sposób pokazywało dzisiejsze życie nastolatków, które często wymyka się spod kontroli. Bezbronny, kruchy i potrzebujący wsparcia Harry- to coś co przesiąknęło moją duszę i wiem, że będę długo to pamiętać. A także- z niecierpliwością czekać na ciąg dalszy 4 Ways To Fix Life. I w końcu- trzy historie, które jeszcze się nie skończyły: Bez Mojej Zgody, Daj Mi Wiarę i Nasz Mały Sekret, które nadal siedzą mi w głowie a myśl, że "Ciąg dalszy nastąpi" sprawia, że wariuję. Są jeszcze One Shoty, które pokochałam. Wszystkie, bez wyjątku. Szczególnie te, w których w dużej ilości występują wątki +18. Nie wiem co takiego siedzi w Twojej głowie, że każda z tych historii jest jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna, wyjątkowa. Ale naprawdę uwielbiam to w Tobie. I choć wcale Cię nie znam. I szczerze, nawet nie wiem jak masz na imię, To naprawdę kocham Cię całym moim przesiąkniętym gejowskim porno sercem. Tak po prostu. Także oto ja z tego miejsca pragnę Ci podziękować, kimkolwiek jesteś, za WSZYSTKO. Za czas, pracę u uczucia włożone we wszystkie historie. Za to, że cały czas piszesz, publikujesz i dbasz o czytelników. Ja ze swojej strony chcę Cię bardzo przeprosić, za to, ze pod każdym z rozdziałów nie ma mojego komentarza. To moje lenistwo. Za to piszę wszystko tu i proszę,żebyś nie miała mi tego za złe. Tyle z mojej strony, kochana. Życzę weny i czekam na następne rozdziały. A teraz idę zajadać się ogórkami małosolnymi i sernikiem mamy, baaaju;*
OdpowiedzUsuńAnonimowy wielbiciel gejowskiego porno i sernika
Z całego serca dziękuję ci za szczerą opinię i poświęcenie czasu mojej amatorskiej twórczości :) Jestem Anastazja, ale przy fikach i shotach podpisuję się RUTH. Gdybyś miała ochotę na więcej, zapraszam na tumblr: fanfictionbyruth.tumblr.com/creation , gdyż udostępniam tam różne nowości ;)
Usuń