Dzień trzeci {pierwsza rana}



Auć, znowu się zgubiłem. Znów się zgubiłem i nie czuję się bezpieczny. Pomocy. Bądź moim przyjacielem, trzymaj mnie, okryj mnie, rozwiń mnie. Jestem mały, jestem złakniony. Rozgrzej mnie i oddychaj mną.

Harry zaglądał w każdy kąt na pokładzie, wymieniał setki telefonów i esemesów, biegał, sprawdzał swoją kajutę po raz tysięczny, łudząc się, że Louis nagle się znajdzie. Pot skapywał z jego czoła i przyklejał niesforne loki. Koszulka przyległa do jego ciała, zwłaszcza pleców, co było bardzo niekomfortowe. Jeansy zdawały się stać ciaśniejsze i nagrzane od słońca. Za to gardło Harry’ego całkowicie się zdarło.
To nie tak, że nie zajmował się Louis’m. On po prostu odwrócił się na chwilę, by zamówić koktajl. Potem jego podopieczny rozpłynął się w wilgotnym i zarazem gorącym powietrzu. Harry zmawiał w głowie modlitwy, by nikt z zarządzenia nie znalazł samotnie spacerującego Louis’ego… albo gorzej: płaczącego Louis’ego, który mógł siedzieć w kącie, gryźć swoją wargę i drapać paznokciami kolana.
Harry’ego przeszedł niemiły dreszcz. Kiedy zdążył odzyskać zdrowy rozsądek, dostrzegł Cher i Zayna, którzy siedzieli przy szachownicy i najwidoczniej dziewczyna przegrywała. Podszedł do nich ostrożnie, nie znając dobrze dolegliwości Zayna. Jeśli wzrok go nie mylił, chłopak najwyraźniej bardzo się wstydził, a nawet bał. Nie patrzył Cher w oczy, garbił się i kierował w dół kamienną twarz, niczym z horroru.
- Jak się bawicie? – zapytał, nie chcąc zdradzić zdenerwowania.
- Dobrze. – Uśmiechnęła się, kiedy przesuwała pionek.
Zayn siedział nieruchomo, nie wykonując ruchu. Jego mięśnie zesztywniały.
- Och – westchnęła Cher – zapomniałabym. Zaynie*, to jest Harry. – Potem odwróciła się i pociągnęła Harry’ego za kołnierz, aby szepnąć mu do ucha: - Ma mutyzm, bądź ostrożny.
Harry przytaknął, spoglądając na bruneta z politowaniem. Jego oczy wyglądały tak, jakby zaraz miały wypaść z oczodołów. Cher przerwała kilka sekund ciszy, odchrząkając. Kładąc ręce na biodrach, żachnęła się:
- No nie! Znów wygrałeś!
Zayn najwidoczniej odebrał jej reakcję pozytywnie. Można było dostrzec cień uśmiechu na jego ustach. Był bardzo mały, prawie niedostrzegalny, ale jednak był.
- Brawo, Zayn – pogratulował mu Harry. – Nie jest łatwo wygrać z Panią We Wszystkim Jestem Najlepsza – zakpił, spodziewając się uderzenia w ramię, które w końcu nastąpiło.
Rozmasował miejsce, w którym niedługo powinien pojawić się siniak i spoważniał.
- Widziałaś Louis’ego? – zapytał, krzywiąc się. Nie brzmiało to dobrze.
- Zgubiłeś go? – pisnęła Cher, a Harry uciszył ją dłonią, którą przykleił do jej ust.
- Głośniej. Kapitan nie słyszał. - Wywrócił oczami.
- Przepraszam – westchnęła – ale jak można było to zrobić?
- Nie wiem! Odwróciłem się, a jego tam nie było! On jest bezbronny i delikatny, nie da sobie rady na pokładzie! Może być wszędzie, rozumiesz? Tylko, że szukam i szukam, a jego po prostu nie ma! Co, jeśli stało się coś złego? Boże…
Harry pozwolił sobie wybuchnąć, ignorując na chwilę Zayna. Uśmiech Cher robił się coraz szerszy z każdym słowem przyjaciela, aż w końcu wybuchła śmiechem.
- Co? – przerwał potok słów.
- Musi ci na nim zależeć.
- Pewnie, że zależy. Jest moim podopiecznym, do jasnej… - powstrzymał się, patrząc na spiętego Zayna.
- Nie mówię o takim zależy. Mówię o zależy-zależy.
Harry uniósł jedną brew, nie rozumiejąc przez chwilę do czego zmierza przyjaciółka, ale kiedy w końcu to do niego dotarło, nie potrafił ukryć rumieńca.
- Nie rozumiem, o czym mówisz.
- Jak sobie chcesz. – Przygryzła wargi, próbując ukryć rozbawienie i zaczęła na nowo rozkładać szachy. – Na twoim miejscu poszukałabym Niall’a.
- Dlaczego?
- Wczoraj zajmował się dwójką chłopaków i trzema dziewczynami, prócz swojego podopiecznego. Chyba lubi tą pracę, nie uważasz? – i nie czekając na jego odpowiedź, dodała: - Wydaje mi się, że zgarnął twojego Louis’ego do pracy w kuchni. Powinieneś tam zaglądnąć.
Harry poczuł jak kamień spada mu z serca. Tylko tam nie sprawdzał.
- Dzięki, Cher. – Nachylił się, by pocałować ją w policzek. – Co ja bym bez ciebie zrobił.
- Najprawdopodobniej umarł z tęsknoty za Louis’m! – zawołała za nim, śmiejąc się głośno do Zayna, który odwzajemnił gest najlepiej jak umiał.
Harry odchodząc, wysłał jej srogie spojrzenie.

|GMF|

W kuchni siedziało kilku wolontariuszy ze swoimi podopiecznymi. Louis czuł się wśród nich pewniej. Starsza kobieta wyszła zza białych drzwi i wsparła dłonie na bokach. Uśmiechnęła się sympatycznie do Harry’ego - który właśnie zbiegł na dół po schodach - kiwnęła głową i przeniosła spod swoich nóg wiadro ogórków. Harry spojrzał na Niall’a, siedzącego obok Liama i kilku innych osób. Miał ochotę go zabić, lecz kątem oka dostrzegł również Louis’ego, który mimo tego, iż siedział bezczynnie, dobrze się bawił. Sięgnął do koszyka z przyborami do obierania warzyw i podał jeden z nich Louis’emu.
- Nie możesz tak znikać, Lou.
- Ale Niall…
- No tak – przerwał mu, patrząc w stronę blondyna. – Cały Niall… Spróbujesz? – Wskazał na warzywo.
Louis zamarł, nie wiedząc co robić.
– Powiedz, Lou, czy robisz coś czasem w kuchni ze swoją mamą?
Musiał się zastanowić.
- Chyba tak – stwierdził. – Jem tam różne potrawy.
Harry nie potrafił powstrzymać śmiechu, który wprawił Louis’ego w zakłopotanie. Poklepał go po plecach, by złagodzić sytuację. Ten gest był bardzo intymny. Louis wzdrygnął się.
- Miałem na myśli obieranie ziemniaków, mieszanie, gotowanie.
- Och.
Louis spuścił głowę, wyglądając jak dziecko, które właśnie zrobiło coś złego.
- Nie martw się, przyjacielu. Mylić się rzecz ludzka – rzekł, sprawiając, że Louis rozpromienił się, spoglądając na Harry’ego swoimi błękitnymi oczyma.
- Więc?
- Ja… chyba nic nie robiłem.
- W takim razie wszystkiego cię nauczę.
 Louis uważnie mu się przyglądał. Wziął jednego z ogórków, opłukał go w wodzie i przystawił obieraczkę do warzywa. Przez chwilę skupiał się nad tym zadaniem i na przemian zaciskał i luzował palce, jakby przygotowywał się do jakiegoś ruchu, ale nie potrafił go wykonać.
Harry był bardzo cierpliwy. Zaczekał, by upewnić się, czy może wkroczyć. Dopiero po kilku nieudanych próbach, przysunął krzesło do Louis’ego i złapał jego dłonie w swoje, nakierowując je odpowiednio.
- Bez pośpiechu – uspokajał Louis’ego. – Musisz się z tym obchodzić ostrożnie.
Zacisnął swoje palce, na krótkich palcach Louis’ego. Czuł jak chłopak drży pod jego dotykiem. Mimo wszystko, kontynuował.
- Nie potrafię.
- Potrafisz.
Mięśnie Louis’ego stopniowo się rozluźniały, a dotyk Harry’ego przeradzał się z drażniącego w kojący. Odprężył się, zrelaksował.
- W dół. – Obie dłonie zsunęły się w dół, a pasek odciętej skórki odleciał do wiadra. Louis uśmiechnął się i był pewien, że potrafi to zrobić sam.
- Mogę? – zapytał, odsuwając od siebie Harry’ego. Młodszy chłopak pozwolił mu. Przecież po to tu był – miał nauczyć Louis’ego samodzielności.
Minęło zaledwie dziesięć minut, a Louis radził sobie lepiej, niż Harry przewidywał. Ktoś siedzący przy oknie włączył magnetofon, wprowadzając tym przyjemną atmosferę. W takich chwilach Harry był skłonny do rozmyślań. Jego serce waliło coraz szybciej z każdą nutą i co jakiś czas dostawał gęsiej skórki. Odleciał kompletnie do świata marzeń, z którego nie mogło go wyrwać nic prócz…
- Ałaaa!
Na dźwięk niewiarygodnie wysokiego pisku, Harry uniósł głowę znad kosza i spojrzał w kierunku, z którego dochodził. Palec Louis’ego krwawił, a chłopak bladł z każdą sekundą, przez którą na to patrzył. Chwycił z pudełka leżącego na stole chusteczki i zawinął w jedną z nich ranę Louis’ego.
- Zawsze muszę coś zepsuć – wycedził przez zęby szatyn, czując jak łzy cisną mu się na oczy.
Harry’ego w tamtej chwili szarpały różne emocje. Nie dlatego, że skaleczył się Louis, ale dlatego, że skaleczył się jego Louis. Chłopak, za którego był odpowiedzialny, do którego zaczynał się przywiązywać i którego chciał chronić.

_______
* Zaynie – czy. Zejni 

~*~
◄ poprzedni | następny ■


Ten rozdział na tumblr: GMF3

2 komentarze:

  1. No dobra, staram się nadrobić zaległości (i znów olewam francuski, a co! – każdy powód jest dobry, no nie?) Więc w tym komentarzu zamieszczę swoją „opinię” – nie, żeby się liczyła xd – na temat rozdziału drugiego i trzeciego, bo naprawdę nie wiem, jak to się stało, ale poprzedniego nie skomentowałam. Do teraz jestem w szoku.
    To zabrzmi głupio, bo już dawno mnie „masz”, jakkolwiek to nie brzmi, ale tym rozdziałem naprawdę mnie kupiłaś. Lou, swoim nieskomplikowanym rozumem patrzy na Hazzę od samego początku zupełnie inaczej, niż na innych ludzi. A Harry jest tak cholernie słodki, uroczy, kochany, że po prostu rozpływam się, czytając ten rozdział.
    Liam jeżdżący na wózku… Yeah, to coś, czego nie chcę sobie wyobrażać. To nie tak, że mogę sobie wyobrazić niepełnosprawnego Lou czy Zayna z mutyzmem; po prostu to jest takie coś, że Liamowi faktycznie coś takiego może się wydarzyć, a tego bym nie chciała. W każdym razie jestem ciekawa, kiedy Harry’emu przyjdzie się zmierzyć z rozmową z Lou o jego niepełnosprawności i jak sobie z tym poradzi. I, och! Ruth! Zabiłaś mnie końcówką tego rozdziału. Ta, niejako rozpacz Louisego, jego rozpaczliwe pragnienie, by Harry wrócił. I Styles! Styles, któremu przyspiesza serce po wyznaniu „Chcę do Harry’ego” (swoją drogą – mi też serducho przyspieszyło). Słodzisz kochanie, słodzisz, ale to jest tak cholernie cudowne, że naprawdę nie wiem co powiedzieć. Brakuje mi słów, a jedyne, co przychodzi mi go głowy, co mogłabym napisać to: AJHUIHREWRBHEWBGH. Tak. Dziękuję, do widzenia.
    Sooooo… Trójeczka.
    Czytając ten pierwszy fragment, jak to Harry biega i szuka Lou – naprawdę się uśmiałam. Pomyślałam sobie, że niezły z niego opiekun, naprawdę. Haha, brawo Styles! Naprawdę cudnie sobie radzisz, nie ma co! Zayn grający z Cher w szachy wyszedł Ci cudnie, ten jego lekki uśmiech, kiedy Cher udaje oburzenie, że znowu przegrała. I, och, uwielbiam Cher w tym opowiadaniu! Te jej sugestie, „zależy-zależy”, „umarłbyś z tęsknoty za Louis’m”… Nieziemskie, naprawdę! Sprawiłaś, że się uśmiechnęłam, a to naprawdę niesamowity wyczyn w dniu dzisiejszym, kiedy jestem cholernie zmęczona, oczy mnie bolą, a w dodatku nawet nie otworzyłam książki od francuskiego… Soooo. Dziękuję i naprawdę jesteś cudowna. I fakt, Niall naprawdę musi lubić tę pracę.
    Yeah, Louis rozwalił system z „Jem tam różne potrawy”, bo prostu przerwałam czytanie i zaczęłam się śmiać. Choć nie powinnam, nie? I kurde, znów mnie rozniosłaś, Ruth. Wyrwałaś moje serducho i podeptałaś, naprawdę. To, jak Harry uczył Lou obierać ogórki może komuś wydawać się śmieszne – dla mnie jest cudowne. A jego późniejsza reakcja – „Nie dlatego, że skaleczył się Louis, ale dlatego, że skaleczył się jego Louis.” – cholera, też tak chcę. Też chcę być dla kogoś nie tylko wanilią, ale jego/jej wanilią. Rozumiesz, co mam na myśli, prawda?
    Poza tym, jeśli masz chwilę, rozejrzyj się trochę po stronkach z zapisem dialogów (u mnie na Gaolu, bodajże w 95 ocenie podawałam linki), bo troszkę się pogubiłaś w zapisie.
    Soooł. Został mi do skomentowania Scream, ale to już sobie zostawię na weekend, jeśli się nie obrazisz. ; ) Muszę trochę popracować nad tłumaczeniem, poza tym zdecydowałam, że nie będę publikować jednak Heard Your Voice, chcę doprowadzić do końca Voice on tape, napisać Coś pożyczonego, może ogarnąć shoty i zabrać się za naprawdę DOBRE opowiadanie i to opowiadanie nie heteroseksualne, bo… ekhem, jakoś dziwnie mi się je pisze. Nevermind.
    Stay in touch.
    wanilia.
    @wanilia03 ; wanilia-story.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo, czekam na następny rozdział i zazdroszczę talentu :)

    OdpowiedzUsuń